Bezduszni. Zapomniana Zagłada Chorych
Pani M.
Są publikacje, po przeczytaniu których brakuje mi słów, by opisać to, co dzieje się w mojej głowie. Po przeczytaniu których nie mogę uwierzyć w to, jak jeden człowiek mógł zrobić drugiemu taką krzywdę. To właśnie jedna z takich książek. Potrzebowałam kilku dni, żeby zebrać się do napisania recenzji. Wcześniej siadałam przed komputerem, odpalałam plik tekstowy i patrzyłam w migający kursor, nie wiedząc, co napisać.
Moja wiedza na temat seryjnych mordów przeprowadzanych na rzekomo „dziedzicznie obciążonych” dzieciach była niewielka. Wiedziałam, że to miało miejsce, zwłaszcza bliski był mi temat dziecięcej kliniki psychiatrycznej w Lublińcu, ale raczej liznęłam ten temat, niż się w niego poważnie zagłębiłam. W końcu postanowiłam zapoznać się z tą publikacją i przekonać się, co autorka będzie miała mi do powiedzenia o nazistowskiej „eutanazji”.
Ta publikacja to opowieść o mordowaniu pacjentów szpitali psychiatrycznych i mieszkańców domów opieki w okupowanej Polsce. Przebywające w nich dzieci nie zawsze trafiały tam w złym stanie, jednak wiele z nich zostało zabitych. Autorka omawia ten temat na przykładzie dziecięcej kliniki psychiatrycznej w Lublińcu, szpitala psychiatrycznego dla dorosłych w Gostyninie i domu opieki w Śremie. Mając do dyspozycji niewiele materiałów, opowiada o ofiarach, które stracono. Pojawiają się tutaj także sylwetki osób pracujących w tych miejscach.
To była książka, która wyrwała mnie ze strefy czytelniczego komfortu. Nastawiłam się na to, że to będzie ogromny kaliber, ale nie spodziewałam się tego, co dostanę. Czytałam tę publikację na raty, chociaż intrygowało mnie to, do jakich materiałów autorka dotarła, nie umiałam dźwignąć ich ciężaru na raz. Mam za sobą wiele publikacji o zbrodniach wojennych, ale nigdy nie będę umiała podchodzić do kolejnych ze spokojem i dystansem. To człowiek człowiekowi podawał śmiertelny zastrzyk czy leki, które miały pogorszyć jego stan. Nigdy nie zrozumiem tego, jak można uznawać kogoś za „podkategorię” człowieka ze względu na jego stan zdrowia, pochodzenie czy wyznawaną religię.
Niektóre fragmenty tej książki są bardzo trudne podczas lektury. I nie mam tu na myśli poruszanej tematyki, to swoją drogą, ale pojawiają się tutaj wypowiedzi kobiety, która mówi po śląsku. Te fragmenty dla czytelników nieznających gwary mogą być nieco trudniejsze podczas lektury. To nie są wypowiedzi nie do przejścia, ale zwracam na to uwagę.
Moje serce pękało, gdy czytałam fragmenty wypowiedzi rodziców, których dzieci zginęły. Nie zliczę, ile razy w trakcie lektury przeklinałam i odkładałam książkę na bok, żeby ochłonąć. Nikt nie zasłużył na to, co spotkało tych ludzi. Wszystko we mnie krzyczy, gdy o tym pomyślę. Zwłaszcza o ostatnich chwilach tych osób…
Podziwiam autorkę za to, jaką pracę wykonała. Miała niewiele materiałów, na których mogłaby pracować, a jednak napisała poruszający reportaż. Ta książka przypomina o masakrze, jaka miała miejsce na ziemiach polskich. Jest piekielnie trudna do przebrnięcia ze względu na poruszaną tematykę, to ogromny kaliber. Przejechała po mnie kilka razy jak czołg, sprawiała, że budziłam się w nocy, bo miałam koszmary, ale nie żałuję, że ją przeczytałam, choć moje serce jest rozerwane na strzępy. Jestem wdzięczna autorce za kawał pracy, jaki wykonała, by napisać tę publikację. O takich zbrodniach trzeba mówić głośno, chociaż nie jest to łatwe zadanie.
czytacz1967
Znam II Wojnę Światową (jako zjawisko) tylko z opowieści rodziców i babć. Także z filmów, głównie radzieckich i polskich. Czasami śni mi się. Strzelanina albo bombardowanie.
Jednak po przeczytaniu „Bezdusznych” Kaliny Błażejowskiej muszę powiedzieć że wszystko to co się dowiedziałem do tej pory o Wojnie 1939 – 1945, jest mikrym zaledwie zalążkiem wiedzy.
Kalina Błażejowska odkrywa historie dotąd zapomniane, mało znane, o których nie mówiono na lekcjach historii. Bo jakoś nie wypada, wstyd, a temat nawet stabuizowany jest. Tak powiedziała archiwistka Autorce, gdy ta zaczynała pracę nad „Bezdusznymi”.
Dlaczego nałożono pieczęć milczenia? Kalina Błażejowska opowiada o polskich ofiarach nazistowskiego programu „eutanazji”. Inaczej: jest to świadectwo, jedyne jak dotąd, okrutnego traktowania ludzi ułomnych. Na przykładzie trzech miejsc – dziecięcej kliniki psychiatrycznej w Lublińcu, szpitala psychiatrycznego w Gostyninie i domu opieki w Śremie – Kalina Błażejowska opisuje wszystkie grupy ofiar. Niepełnosprawne dzieci, chorych psychicznie dorosłych i niesamodzielnych najstarszych.
Chciano, aby naród niemiecki i narody poddane, składały się z jednostek zdrowych, wysportowanych, nieskazitelnych. To oczywiście jest niemożliwe. W każdym narodzie znajdziemy osoby (jakże milsze słowo od „jednostka”) które potrzebują pomocy. Myślę, ba – jestem pewien, że bezpośredni oprawcy mieli w swych rodzinach dziadków. I ci zapewne pod koniec życia nie byli już tak sprawni gdy mieli po dwadzieścia lat. Czyżby mordowano członków własnych rodzin.
Takie traktowanie ludzi wymagało nadludzkich sił. Oczywiście w negatywnym tego słowa znaczeniu. Co trzeba mieć w głowie, aby myśleć że człowiek może stać się równy Bogu? Fryderyk Nitchzsche zapisał to, co Adolf Hitler chciał wcielić w życiu. Nigdy nie uda się taka „sztuczka”. Kto tak myśli, sam wkłada na swoją szyję sznur. Nitchzche dawno umarł, a człowiek (każdy!) jest tak samo słaby jak za czasów Prometeusza.
Kalina Błażejowska nie ocenia, jak ja w poprzednim akapicie. Podaje tylko suche fakty, a jeśli komentarze – to tylko uczestników ( którzy cudem przeżyli), i pewnie w całości, bez cięć co by oznaczało cenzurę. Wiadomo nie od dziś że łatwo zniekształcić wypowiedz przez tak zwane skróty.
Nie, Kalina Błażejowska nie idzie na skróty. Pokazuje całość wydarzenia. Tą całość którą udało jej się ustalić. Nie jest wykluczone że gdyby materiału dowodowego było więcej, obraz zbrodni byłby pełniejszy. Ale cóż, świadkowie umarli. Archiwa też zapewne milczą w niejednej sprawie. Jak czytamy w “Bezdusznych”, bardzo wielu oprawców uniknęło kary, by po wojnie dalej piąć się po szczeblach kariery i dożyć późnej starości.
Być może zostały spalone, aby nikt się nie dowiedział. Być może nie zostały potraktowane przez polskich archiwistów należycie. Powtórzmy: archiwistka przestrzegała, nie będzie łatwo.
Pomimo tych przeszkód Kalinie Błażejowskiej udało się stworzyć spójny przekaz. Taki przekaz, który wstrząsa i oskarża. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy pracujesz systematycznie, i gdy odkładasz inne zajęcia na bok. Myślę że właśnie tak uczyniła Kalina Błażejowska. Inaczej nie da się. Temat jest zbyt wymagający.
Temat jest również wymagający dla czytelnika. Czytałem „Bezdusznych” o siódmej rano. I to był błąd. O siódmej rano, na początku stycznia jest jednak szaro, ponuro. Klimat dla ponurych myśli. Że człowiek człowiekowi, że trzeba kilku pokoleń, aby wybaczyć, chociaż nie zapomnieć. Że mogą przyjść i załomotać w drzwi ...
Informacje:
-
Autor:Kalina Błażejowska
-
Gatunek:Literatura Faktu, Reportaż, Historia
-
Tytuł Oryginału:Bezduszni. Zapomniana Zagłada Chorych
-
Język Oryginału:Polski
-
Przekład:Brak
-
Liczba Stron:328
-
Rok Wydania:2023
-
Wymiary:135 x 215 mm
-
ISBN:9788381917582
-
Wydawca:Czarne
-
Oprawa:Twarda
-
Miejsce Wydania:Wołowiec
-
Ocena:5/6 6/6