Uleczkaa38
Mroczna, ekscytująca, ukazująca doskonale nam znaną postać Dartha Maula okładka komiksowego albumu pt. „Star Wars. Darth Maul. Syn Dathomiry” przekonuje za tym, by sięgnąć po ten tytuł. Przekonuje i zarazem obiecuje wielkie emocje, znakomitą rozrywkę i wyprawę do kosmicznego świata walki i zemsty, której to grzechem byłoby sobie odmówić. I dlatego też sięgnęłam po ten tytuł i dziś mogę podzielić się z wami jego recenzją - zapraszam.
Nawet przecięcie świetlnym mieczem Obi-Wan Kenobiego to za mało, by pozbawić życia Dartha Maula. Otóż ten, po wyjściu cało z ran i po odrzuceniu przez sithańskiego mistrza, Dartha Sidiousa, poprzysięga zemstę wszystkim tym, którzy go skrzywdzili - począwszy od Jedi, jak i kończąc na Imperium. W tym celu posłuży mu armia Mandalorian, jak i stworzona przez niego organizacja Kolektwu Cienia, która sieje terror i spustoszenia w całej Galaktyce. I tak zacznie się czas walki i zemsty, w którym naprzeciwko Maula staną m.in. hrabia Dooku oraz generał Grievous...
Zacznijmy od tego, że mamy przed sobą bardzo specyficzny album, który zgodnie z opisem na okładce stanowi sobą coś na wzór dopełnienia niezakończonej fabuły animowanego serialu „Wojny klonów”, który pojawił się w 2008 roku i był emitowany do roku 2013. I tu pojawia się naturalne pytanie - czy mamy do czynienia z samodzielną opowieścią, po którą może sięgnąć każdy z nas, czy też z na tyle skomplikowaną i zależną fabułą od animacji, iż postronny czytelnik komiksów nie odnajdzie się w jej niuansach. Odpowiedź jest złożoną, gdyż z jednej strony możemy sięgnąć po ten komiks bez znajomości serialu i cieszyć się zaoferowaną tu akcją i przygodą, ale z drugiej strony nie koniecznie zrozumiemy wówczas wszelkie zależności i odwołania do wydarzeń z animacji, co na pewno nie jest niczym dobrym. Dlatego też jeśli jest to możliwe, to radzę najpierw poznać serial, a dopiero potem sięgnąć po tę opowieść.
Przyglądając się samej treści trzeba powiedzieć, że dzieje się tu, oj dzieje! Mamy tu kolejne starcia i walki, mamy podróże do odległych światów, a na deser pojawia się nawet sam Obi-Wan Kenobi. I choć główna oś wydarzeń skupia się na losach i przygodach samego Dartha Maula, to ponieważ ma on do czynienia z wieloma innymi barwnymi postaciami, to siłą rzeczy możemy cieszyć się również i ich przygodami. I jest tu wspominana walka z epickimi scenami na czele, jest polityka, a i też nie zabrakło tu czegoś na wzór mrocznego, klimatycznego kryminału.
Dave McCaig, Juan Frigeri i Lucas Marangon - to właśnie ci artyści stoją za ilustracyjną postacią tego albumu, czyli niezwykle klimatycznymi, pociągniętymi płynną kreską, zadbanymi w każdym szczególe i iście filmowymi rysunkami, które zamierzenie nawiązują do wspominanej na wstępie animacji. To klimat, iście epicki rozmach w scenach walki oraz ładne kolory, choć dominują tu raczej nieco ciemniejsze i tym samym bardziej mroczne barwy.
„Star Wars. Darth Maul. Syn Dathomiry” to dobry komiks, z pewnym „ale”, czyli mocnymi nawiązaniami do animowanego serialu, który warto znać z uwagi choćby na to, by móc czerpać z tej opowieści jak najwięcej. Niemniej trzeba docenić tu fabularną jakość, ilustracyjne piękno oraz znakomity, mroczny klimat tej historii. I dlatego też polecam i zachęcam was do sięgnięcia po ten album – po obejrzeniu serialu, ale jeśli nawet nie jest to możliwym, to i tak zachęcam. Polecam.