Michał Lipka
-
Jak Enola, to jakoś tak z miejsca kojarzy nam się z EnoląHolems, prawda? Postacią dość nową, ale odnoszącą się do uniwersum Sherlocka Holmesa – i to mocno, bo będącą jego siostrą, wymyśloną co prawda dopiero na początku XXI wieku, ale już wrośniętą trochę w tę naszą popkulturę. Ale w komiksach – bo i tam zawitała dziewczyna – jest jeszcze jedna Enola. Tym razem jednak mamy do czynienia nie z młodą detektyw, a weterynarz, zajmującą się niezwykłymi stworzeniami. I co? I całkiem sympatycznie jest, przyjemnie i miło. Dla dzieci, ale w całkiem dobrym stylu.
Enolato młoda weterynarz, która jednak zajmuje się nietypowymi stworzeniami. Bo jej pacjentami są stworzenia z mitów, legend a czasem nawet i czystych koszmarów. I jak sobie z nimi radzi?
Czasem nie to ostatnie jest najważniejsze, a pytanie czy w ogóle warto i powinno się pomagać takim stworzeniom. Bo co w sytuacji, kiedy pacjentami są wilkołaki i im podobne krwiożercze bestie, które mogą krzywdzić ludzi? I czy to różni się czymś od pomagania innym mięsożernym zwierzętom, które ludzi skrzywdzić mogą? A potem na scenie pojawia się gryf, zamknięty w ciasnej cyrkowej klatce. Dla Enoli będzie to okazja do podjęcia się ratowania zwierząt na nowym poziomie – już nie tylko medycznie, ale też i walcząc o ich prawa!
Joris Chamblain to autor, którego naprawdę lubię. Jego „Pamiętniki Wisienki” to świetna seria dla całej rodziny, a „Enola”, choć to już nie ten poziom – może po prostu bardziej leżały mi jego stricte obyczajowe, acz miło pomieszane z takim mystery zacięciem – całkiem miłych dostarcz wrażeń. Bo to sympatyczna seria, urocza, serwowana z prostotą, ale jednak z wyczuciem. Niby nic takiego, niby proste to i niby w pewnym sensie kojarzy się to wszystko trochę z „Czaroliną”, która porusza podobną tematykę, ale nie ma to większego znaczenia.
Co mi się tu podoba i od czego zacznę, bo to pierwsze rzuca się w oczy, to szata graficzna. Jako dziecko uwielbiałem wszelkie komiksy (głównie disnejowskie, bo tych akurat w temacie było najwięcej), których akcja działa się w Halloween. Taki już byłem, że uwielbiałem ten mroczny klimat, łagodną grozę pomieszaną z humorem i lekkością. Ten nastrój to była totalnie moja bajka. I podobnie jest tu. Okej, „Enola” to rzecz bardziej baśniowa, bardziej barwna, nieciążąca w kierunku horroru, acz jednak bywa tu coś mroczniejszego, coś takiego, co mi się kojarzy z tamtymi dziełami. I co do mnie przemawia. Ale przede wszystkim te ilustracje są cartoonowe i proste. Barwne. Takie wpadające w oko młodym, ale starszych też niezawodzące. No ale Lucile Thibaudier, która z Chamblainem zrobiła wcześniej chociażby „Sorcièressorcières”, wie, co robi i dobrze się ze scenarzystą dogaduje.
Ale wracając do fabuły, mimo wszystko to rzecz przede wszystkim dla dzieci. Nie porywa więcjuż tak bardzo tych starszych czytelników, ale też i ich nie zawodzi. To rzetelna gatunkowa robota, sympatyczna i pouczająca, a jednocześnie interesująca. Zresztą nie tylko dzieci znajdą tu coś dla siebie, chociaż to oni głownie będą zadowoleni z całości. I tak swoją drogą, skoro omawiam trzeci z kolei tom, od razu dodam, że nie trzeba znać poprzednich, by się nim cieszyć. Wszystko jest tu zrozumiałe, łatwe w odbiorze i niezobowiązujące.