Uleczkaa38
-
Komiksowa przygodo w najlepszym witaniu, oto witaj! Witaj w naszych polskich progach za sprawą premiery znakomitego, komiksowego albumu pt. „Luc Junior”, który ukazał się właśnie nakładem Wydawnictwa Egmont. Tym samym też mamy okazję poznać kompletne wydanie siedmiu historii o losach młodego reportera, które są dziełem legendarnego René Goscinnego. Zapraszam do poznania recenzji tego komiksu.
Młody i niezwykle ambitny reporter Luc Junior, towarzyszący mu fotograf Ciaptak oraz rezolutny pies o imieniu Alfons - to właśnie to jakże barwne trio przeżyje tu moc niezwykłych dziennikarskich przygód, wśród których nie zabrakło tak bardziej przyziemnych spraw - śledztwo względem skradzionych diamentów, daleka podróż celem odnalezienia spadkobiercy niezwykle cennej fortuny, czy też przymusowa opieka nad pewnym krnąbrnym synem budzącego postrach maharadży..., jak i rzeczy naprawdę niezwykłych, by wspomnieć o spotkaniu z Marsjanami!
Opowieść ta ma w sobie wiele wspólnego z najsłynniejszym dziełem René Goscinnego – „Asteriksem”. To podobne spojrzenie na humor, przygodę i lekkość łączenie realistycznej rzeczywistości z mocno fantastycznymi wątkami, tyle tylko, że osadzone w bardziej nam współczesnym miejscu akcji - latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia. I jest tu ta sama jakość, wielkość i atrakcyjność komiksowej sztuki, która mimo upływy wielu lat (komiksy te powstawały w okresie pomiędzy 1954 i 1957 rokiem) wciąż bawi nas w równie wielkim stopniu.
Każda z zaoferowanych tu historii jest na swój sposób podobną, ale i jednocześnie inną. Otóż w każdej znajdziemy zwariowaną przygodę, nieco absurdalny humor i piękny morał, który wychwala dobra i karci nieuczciwość..., ale jednocześnie zmieniają się scenerie, lokacje i fabularne motywy, dzięki czemu też nie jest nudno. I są tu wielkie podróże, nie brak osobnych scen dla uroczego psiaka, jak i oczywiście nie będziemy narzekać na kryminalno-śledcze akcenty, które zazwyczaj prowadzą do konfrontacji bohaterów z ich złymi przeciwnikami. Moje serce skradła tu m.in. ekscytująca relacja o losie rozbitków na pełnym morzu..., jak i stricte fantastyczna historia o spotkaniu Luca z Marsjanami, którzy okazują się wielce zaskakujący...
O sukcesie tej komiksowej opowieści decyduje kilka czynników - począwszy od kreacji zabawnych, sympatycznych i barwnych bohaterów, którzy tworzą zgrane trio i których chce się poznawać jak najwięcej..., poprzez piękny obraz świata sprzed blisko 75 lat, który ma wiele z realizmu ale i nie mniej elementów rodem z fantastycznej baśni..., jak i kończąc na niezwykłym, familijnym klimacie tej historii, gdzie mamy ciepły humor, brak bezsensowej przemocy i wspominany na wstępie morał, który stanowi również piękną lekcję życia dla najmłodszych czytelników tego komiksu.
Na osobne słowa uznania zasługuje ilustracyjne oblicze tej pozycji, której autorem jest równie legendarny Albert Uderzo. Otóż mamy tu klimatyczne, pociągnięte lekką kreską oraz imponujące swoją szczegółowością, rysunki. Cechuje je także dobre tuszowanie, lekkość w ukazywaniu dynamicznej akcji, jak i również znakomita kolorystyka, która wpisuje się idealnie w charakter komiksowej sztuki tamtego okresu. I oczywiście dziś rysuje się już nieco inaczej, ale dla mnie to właśnie ta ilustracyjna postać komiksu z lat 50-tych jest najwspanialszą.
To opowieść dla każdego – dziecka, młodzieży i dorosłych miłośników komiksów, gdyż wszyscy znajdziemy tu doskonałą zabawę, świetną rozrywkę i wielkie emocje. I to też jest wielkim plusem tej pozycji – znakomite wyważenie elementów bajki, przygodowej historii, kryminału, fantastyki i komedii, tak by zawsze było barwnie i wielowymiarowo. Oczywiście nawet nie muszę wspominać, iż spotkanie z tym albumem stanowi dla nas niezwykle przyjemnie i ciekawie spędzony czas.
Na stronach „Luca Juniora” znajdziemy nie tylko jego barwne, fabularne przygody, ale też i moc intrygujących dodatków związanych z udokumentowaniem współpracy René Goscinnego z Albertem Uderzo, jak i też rzecz niezwykle cenną - „Bill Blanchart”, czyli pierwszy wspólny, realistyczny mini komiks autorstwa tego duetu. To tylko dodatkowa zachęta ku temu, by sięgnąć po ten świetny album, do czego zresztą również was gorąco namawiam. Polecam – naprawdę warto!