Uleczkaa38
-
Komiksowa sztuka to nie tylko historie spod znaku fantastyki, bajki, czy też awanturniczej przygody..., to również wspaniałe opowieści o ludzkich dramatach, które stawały i stają się udziałem osób gdzieś dookoła nas. I właśnie taką pozycją jest komiks pt. „Madgermanes”, który ukazał się w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Timof i cisi wspólnicy. Zapraszam do poznania recenzji tej pozycji.
Końcówka lat 70-tych ubiegłego wieku - to właśnie wtedy pierwsza grupa mozambickich robotników kontraktowych trafia do odległego NRD, by tam budować socjalistyczną potęgę wschodnich Niemiec, a przy okazji i dać sobie szansę na lepszy los. Niestety rzeczywistość ich codzienności okazuje się być niezwykle przykrą, gdy oto nie znając języka, tęskniąc za bliskimi, spotykając się z rasizmem, ale też i zostając oszukiwani przed pracodawców względem należnych im wynagrodzeń, muszą zmagać się oni ze swoim dramatycznym losem. O nich i ich krzywdzie jest ta opowieść...
Troje bohaterów, trzy tory ścieżek ich losów oraz odmienne spojrzenia na to, czym była ich niemiecka tułaczka... - to postać tej komiksowej fabuły, gdzie to mamy przyjemność poznać relację ciekawego nowej kultury, sztuki i obyczajów oraz chcącego wynieść z tej emigracji jak najwięcej dobrego dla siebie Jose Antonio Mugande; kolejno odkryć losy kochającego uciechy życia, nie przejmującego się przyszłością i otwartego na wszelkie rozrywki Basilio Fernando Matoli; jak i wreszcie ujrzeć wydarzenia z udziałem Anabelle Mbanze Rai - kobiety, która pragnęła lepszego życia kosztem wielkich poświęceń, nawet miłości... To właśnie ich praca, międzyludzkie relacje, chwile szczęścia i długie miesiące gorzkiego smutku, składają się na tę piękną, spójną i poruszającą opowieść.
Mamy tu rzecz ciekawą, gdyż udane połączenie reportażu z fikcyjną historią spod znaku opowieści obyczajowej, dramatu, a chwilami nawet i sensacji. To właśnie losy tych trzech wymienionych wyżej postaci tworzą interesującą i zarazem gorzką opowieść o emigracji, zawiedzionych marzeniach, próbach budowania nowych związków i samotności, która aż bije z każdej ze stron tego komiksu. I jest tu odpowiednie, niespieszne tempo narracji, ciekawa reportersko-fabularna forma ekspresji oraz emocje, wobec których nie można przejść obojętnym.
Jednocześnie jest to także historia o dwóch diametralnie różnych miejscach na świecie - Mozambiku i szeroko pojętej Afryce, jak i NRD u schyłku lat 70 i później. To mocne, nie tylko kulturowe, ale też i ukazane w sposobie codzienności życia, postrzegania rzeczywistości i obyczajów, zderzenie. Dla nas jest to fascynujący kontrast i w jakiejś mierze nostalgiczna podróż w czasie, zaś dla tych bohaterów ich nie do pozazdroszczenia codzienność, którą nam tu ukazują, przedstawiają, opisują.
Bardzo dobrze jawi się ilustracyjna strona tego tytułu, o którą zadbała również Birgit Weyhe. Otóż stworzyła tu ona niezwykle klimatyczne, dość surowe w swej kreskowej formie, ale przy tym oddające w pełni dokładnie wszystko to, co najważniejsze, rysunki. Cechuje je specyficzne kadrowanie, nie koniecznie nazbyt duża szczegółowość oraz wyraźnie zaznaczony kontrast między kolorem czarnoskórych bohaterów, a białymi postaciami. Zresztą mamy tu ciekawe barwy w postaci czerni, bieli i rozmaitych odcieni brązu właśnie - tylko tyle i aż tyle, czyli idealnie dla tej klimatycznej opowieści.
Dla mnie historia ta jest również uniwersalnym hołdem dla emigrantów - tych sprzed lat, ale też i tych współczesnych, którzy to z różnych względów czują się dokładnie tak samo, jak bohaterowie tego komiksu. Oczywiście tu sprawa jest o tyle specyficzna, iż dotyka afrykańskiej ludności zamieszkującej komunistyczne Niemcy..., ale w mej ocenie znajdą tu wiele prawdy o sobie również nasi rodacy, którzy za chlebem wyruszyli do Niemiec, Anglii, czy też Norwegii...
Ciekawość - to kluczowe słowo, które nasuwa się na myśl podczas omawiania tego komiksu. Otóż zaskakująco intrygującą, barwną i angażującą okazuje się ta opowieść, gdy oto poznamy już jej autorkę, bohaterów oraz okoliczności, w jakich dzielą się oni z nami swoimi życiowymi relacjami. I wtedy po prostu porywa i oczarowuje nas ta lektura, niosąc wielką przyjemność oraz silne emocje, jak i sprawiając to, że przez długi czas nie możemy zapomnieć o tym komiksowym świecie.
„Madgermanes” to rzecz bardzo dobra – pod kątem scenariusza, ilustracji i konstrukcji. Znakomitą jest zaś w swoim emocjonalnym ujęciu, które w jakiejś mierze zmienia nasze spojrzenie na emigrację i emigrantów – również tych nam dziś współczesnych. W mej ocenie warto poznać ten tytuł – z uwagi na jego jakość, wielkość i to, co ma sobą do zaoferowania. Polecam.