Michał Lipka
-
MROCZNY RYCERZ SIĘ SKOŃCZYŁ
Trzeci i ostatni tom cyklu „Batman: Mroczny Rycerz Kontratakuje” to rzecz nieco lepsza od dwóch poprzednich odsłon. Akcja jest szybsza, rysunki się poprawiły… Nadal przemiana Batmana w *psychopatę jest trudna do przetrawienia, jednak przynajmniej całość czyta się szybko. I to tyle, bo po wszystkim pozostaje pytanie: po co właściwie to było?
Metropolis w guzach. Kapitan Marvel umiera. A w całych USA trwa wielka rewolta zapoczątkowana przez Bruce'a. Kolejni ludzie wkładają kostiumy i stają do walki. Powraca również coraz więcej dawnych herosów, ale i wrogów. Gdy Batman zaczyna realizować ostatni etap swojej wojny, tajemnicza postać wyglądająca identycznie jak Joker przypuszcza atak na Carrie…
Jedno trzeba Millerowi oddać jeśli omawia się trzeci tom „DK2": zawarł w nim wszytko co przewijało się przez lata w serii Batman jak i większości komiksów DC. Mamy więc i kosmitów, i Brainiaca, i Green Lanterna, i dinozaury, i marsjańskiego łowcę głów, i Arkham i… i… Wymieniać można by właściwie godzinami ale co z tego? Komiks utrzymuje poziom poprzedników, a na dodatek Miller jakby sam nie ogarniał już tego chaosu. Błędy, pomyłki i infantylizmy coraz bardziej pogrążają opowieść jako całość. I nawet zgony kolejnych starych bohaterów nie niosą ze sobą żadnych emocji. Właściwie cała zagłada, wszystkie te tragiczne wydarzenia, czytelnik przyjmuje ze wzruszeniem ramion. Bo nie było tu postaci, z którymi byśmy się zżyli, identyfikowali czy nawet które uważalibyśmy po prostu za ludzkie, prawdziwe. To były tylko papierowe kreacje, a my już jesteśmy za starzy żeby płakać po zepsutych zabawkach. Szczególnie, że nie były nawet nasze.
Jakieś plusy? Wszystko wreszcie dobiega końca, a im bliżej tego finału, tym lepsza i bardziej dynamiczna jest akcja i przy okazji tym lepsze Miller serwuje nam rysunki. Niestety kolor utrzymuje żenujący poziom, a o jakości polskiego wydania lepiej nawet nie wspominać. Chociaż nie, powiedzieć to trzeba – druk jest kiepski, klejenie ledwie się trzyma – nie mówię już co z tym dzieje się po latach – a tłumaczenie to kpina. Zatrudniać człowieka, który chyba nie zna angielskiego? Jeśli czytaliście pierwsze wydania „Powrotu Mrocznego Rycerza” czy „Sin City” wiecie o czym mówię.
Całość można podsumować zdaniem padającym z ust Bruce'a: „Sentymentalny byłem w dawnych czasach”. Frank Miller też i wtedy tworzył świetne komiksy. Komiksy rodzące się z pasji i miłości do różnych dzieł. Teraz właśnie tego sentymentu zbrakło. Pozostał odtwórstwo i pseudo postmodernistyczna zabawa schematami, która sama stała się schematem. Chyba nie tak miało być. Na szczęście później, w „DK III: Rasa panów” autor zdołał co nieco z siebie wykrzesać i uratować choć trochę swoje uniwersum Mrocznego Rycerza, ale to nastąpiło dopiero lata potem.
Opis Wydawcy
-
Po raz pierwszy w wydaniu zbiorczym i w nowym przekładzie ukazuje się wyczekiwana przez rzesze fanów kontynuacja komiksu Batman: Powrót Mrocznego Rycerza.
Od przedstawionych w nim wydarzeń minęły trzy lata. Wszystko układa się z pozoru znakomicie – lecz jest to jedynie iluzja, gdyż ludzie nie wiedzą, że rzeczywistość jest doskonale wyreżyserowana, a wszystko, co podłe i paskudne, zostaje albo pięknie opakowane, albo sprzątnięte pod dywan.
Tylko Batman zna prawdę. I czuje, że nadeszła pora, aby jedyny wolny człowiek, który jest w stanie doprowadzić do zmian, zaczął działać.
Mroczny Rycerz powraca z wigorem, który kojarzy się z pierwszymi latami jego działalności. Wraz z armią swoich żołnierzy, wśród których znajduje się Carrie Kelley, dawna Robin, teraz znana jako Catgirl, Batman wypowiada wojnę światu, który kompletnie się zatracił.
Na planszach komiksu pojawiają się takie ikony świata DC jak Superman, Wonder Woman, Green Arrow, Marsjański Łowca Ludzi, Atom i Question. Powstaje jednak pytanie: czy pozostali oni największymi bohaterami na świecie, czy może stali się częścią większego spisku?