Michał Lipka
-
POWSTANIE SCORPIO, CZ I: PODRÓŻ W JEDNĄ STRONĘ
Slott mnie rozbraja. Niestety w sposób wcale nie pozytywny. O co chodzi? Narzekałem dotychczas na całkiem głupio wymyślonych wrogów, na idiotyczne gadżety oraz mielizny fabularne, teraz muszę dodać: DEBILNE pomysły na akcję. Niestety – kolejne nadzieje znów zostały przez tego twórcę pogrzebane...
W Baxter Building, nowojorskiej siedzibie Parker Industries, zjawia się Nick Fury, chcąc rozmawiać z Peterem. Wita go Spider-Man i proponuje wspólną misję – polecą Arachno-rakietą w kosmos i wykorzystując satelity Zodiaca, spróbują wyśledzić terrorystów. Tymczasem mimo możliwości przepowiadania przyszłości, ludzie Scorpio ostrzegają, że Pająk wykorzystał lukę w ich zdolnościach i stworzył plan, którego nie widzieli w swoim postrzeganiu tego, co dziać się ma jutro. Scorpio przystępuje więc do ataku...
Slott w tym komiksie żartuje sobie z fabuły filmu „Grawitacja” (marnego zresztą, choć z fajnymi efektami), jednak to, co sam tworzy jest o wiele, wiele gorsze. Spider spadający z kosmosu na Ziemię w otoczce z pajęczyny i wychodzący z tego cało? Litości... Żarty nie pomagają, kiedy tak bzdurna treść razi, jak drapanie paznokciami po tablicy.
A przecież nawet z tych bzdur można było wyciągnąć coś dobrego – Bendis w wydanym także po polsku albumie Ultimate Spider-Man: Śmierć Spider-Mana” pokazał, że artefakt znany z tej opowieści można zaprezentować w świetny sposób. Niestety Slott, który siedzi nad Spiderem od ponad dekady, wypalił się już do cna i powtarza wciąż to samo, tylko gorzej. Żeby jeszcze sięgał do dobrych fabuł – niestety.
Graficznie też ciężko być usatysfakcjonowanym, chociaż na szczęście większych zarzutów także mieć nie można.
Następny zeszyt to zeszyt nr 10. Z takiej okazji przydałoby się zrobić coś konkretnego i dobrego, ale niestety, nie mam nawet sił oczekiwać poprawy.