TomG
-
Do przeczytanych przeze mnie ostatnio albumów komiksowych wydawnictwa Kultura Gniewu dołączyła kolejna dość ciekawa pozycja, mianowicie pierwsza część serii Strange Years, która tylko potwierdza opinię, jaką powoli wyrabiałem sobie o tym nieznanym mi do niedawna wydawnictwie – Kultura Gniewu stawia na oryginalność swoich pozycji, ich wysoki, profesjonalny poziom wykonania i wartość fabularną przedstawianych w komiksach historii. Po lekturze trzeciego z wydanych przez nich albumów mogę śmiało powiedzieć, że zdecydowanie warto było się zapoznać z ofertą wydawniczą Kultury Gniewu.
Po zabawnych, dziwnych przygodach Ivana Kotowicza i krwawych, mrocznych zmaganiach Toshiro z nieumarłymi, przyszła kolej na album wcale nie mniej oryginalny. Strange Years: Jesień to swoista wariacja na temat pamiętnego nie tylko dla USA, ale także dla całego świata dnia 11 września 2001 roku. Bo wyobraźcie sobie, co by było, gdyby zamach z 11 września był tylko preludium, wstępem do globalnej katastrofy, zniszczenia na skalę światową, apokalipsy. Świat nie byłby już taki, jakim go dzisiaj widzimy.
Bohaterami Strange Years: Jesień są dwa młodzi mężczyźni – Elvis i jego czarnoskóry brat Reuben. Czytelnik poznaje ich, kiedy są jeszcze chłopcami, gdy świat jeszcze się nie zmienił. Dopiero potem przenosimy się kilkanaście lat w przyszłość, do – jak by to określił Morfeusz w Matrixie – pustyni rzeczywistości, w której osady ludzkie otoczone są przez wyjałowione, pustynne przestrzenie. Przykładem będzie tutaj Hope, małe miasteczko, które powstało, gdy ludzkość na nowo zaczęła się organizować, tworzyć małe społeczności po okresie chaosu.
Mieszkańcom Hope przewodzi starzec Brandon. Ostrzega on ludzi przed prorokiem Nomadem, gromadzącym zgraję słabych, trędowatych i chorych. Zorganizowane społeczności uważają ich za pasożytów, żerujących na pracy uczciwych Nowych Amerykanów. Jak twierdzi Brandon, prorok poprzez litość próbuje wywierać nacisk na małe miasteczka i pozbawiać je w ten sposób części cennych zbiorów.
Elvis i Reuben wybierają się na kolejny rajd na rowerach, by dotrzeć do złomowiska i zebrać dane. W ten sposób rozpocznie się ich przygoda w postapokaliptycznym, nieprzyjaznym świecie.
Strange Years: Jesień bazuje na modnym ostatnimi czasy motywie postapokalipsy, której przyczynowość w zasadzie nie ma większego znaczenia. Ta czy tamta katastrofa, ich ciąg, łańcuch, nieważne; liczy się świat po zagładzie, relacje międzyludzkie, przygody, jakie przeżywają bohaterowie opowiadanych historii w świecie, łagodnie mówiąc, człowiekowi nieprzyjaznym. W albumie Kurasińskiego i Śledzińskiego dostajemy świat niezbyt oryginalny, szczerze mówiąc, bo mocno bazujący na Ameryce znanej z popularnej serii filmowej Mad Max. Z tą jedynie różnicą, że tutaj nie ma w zasadzie żadnego nacisku na pojazdy mechaniczne i przygodę drogi. Cała reszta jednak wygląda bardzo podobnie, przynajmniej w pierwszej części Strange Years. Jak będzie dalej, tego nie wiem, choć zakończenie Strange Years: Jesień każe przypuszczać, że w kolejnych tomach autorzy rozbudują swoją ogólnikowo na razie nakreśloną wizję i przydadzą jej więcej oryginalności. Czyli, krótko mówiąc, trzeba będzie sięgnąć po kolejną odsłonę przygód Elvisa i Reubena, na razie ciekawych w stopniu dość umiarkowanym, ale zapowiadających większe wrażenia.
Wydanie albumu – podobnie jak było w przypadku Niesłychanych przygodach Ivana Kotowicza i Toshiro – znowu trzyma wysoki poziom, a nawet dostajemy tym razem twardą okładkę i format A4. Kreska Michała Śledzińskiego, znanego już w środowisku polskiego komiksu rysownika, do mnie akurat niespecjalnie przemawia, za to bardzo podobała mi się kolorystyka, w jakiej utrzymano Strange Years: Jesień – najpierw głęboka czerń i kontrastowość, a potem stonowane żółcie i brązy, w jakich odmalowano pustynne krajobrazy. Jak już pisałem wcześniej, sama fabuła nie porywa, zbyt mało w niej, jak na razie, oryginalności, lecz jest to całkiem przyjemny w odbiorze album. Czekamy więc na jego kolejne – jak łatwo się domyślić, biorąc pod uwagę liczbę pór roku – trzy części.