Bartek "godai" Biedrzycki
-
Celem życia jest przyjemność
Filozofowie antyczni kojarzą nam się obecnie raczej jako postacie spokojne i eteryczne. I chociaż świadectwa historyczne nie szczędzą nam co gwałtowniejszych epizodów z życia tego czy owego mędrca, to jednak powaga jest pierwszym skojarzeniem.
Ale nie dla Messnera-Loebsa, który popełnił prześwietny, parodystyczny cykl, którego bohaterem jest Epikur (oraz jego przyjaciele filozofowie, a także różne inne znane postacie świata antycznego). Był to jeden z mniej znanych filozofów, ale obracał się w końcu w tzw. „kręgach", więc na kartach tego komiksu spotkamy i Platona, i Sokratesa, i Arystotelesa. A także wiele innych postaci, jak Homera, Ezopa, no i całą bandę bogów. W końcu Ateny były w tamtych latach kulturalnym centrum obszaru śródziemnomorskiego.
„Epicurus the Sage" to pełna rozmachu parodia, która nie oszczędza nikogo i niczego. Autor bezlitośnie rozprawia się z filozofami i ich światopoglądem portretując ich prawie bez wyjątku negatywnie. Stwierdzenie, że jedzie po nich jak po burej suce byłoby całkiem na miejscu. Sokrates to zadufany w sobie megaloman, Arystoteles to pyszałkowaty kretyn, a Platon to sympatyczny ale gapiowaty prostaczek. Jeszcze gorzej obrywają inni wielcy antycznej kultury, a najbardziej poniżony zostaje Aleksander Wielki, przedstawiony jako biegający z gołym tyłkiem, obdarty, pyskaty gówniarz, bredzący w kółko o pijaństwie i plądrowaniu, prawdziwy głupi mały skurwiel. Ironiczne, wręcz momentami szydzące spojrzenie pełne jest jednak humoru inteligentnego i wciągającego czytelnika w pewnego rodzaju grę konwencją.
Cztery opowieści składające się na ten tom to karykatura, odbrązowione do granic sensu spojrzenie na często gloryfikowaną kulturę i społeczeństwo antyczne; to karykatura, ale przecież, mierzone miarą współczesną, były to czasy prymitywne, kołtuńskie, społecznie niesprawiedliwe; wielkie, ale jednak dla współczesnego oparte na nie dających się zaakceptować podstawach.
Schemat karykaturalnego ujęcia doskonale przeniesiony jest ze scenariusza w oprawę graficzną, którą zajął się Sam Kieth. Jest to twórca w Polsce mało znany (krótka seria z Mandragory, „Sandman" oraz wydana niedawno „Zero Girl" praktycznie zamykają jego publikacje w kraju nad Wisłą). Znany jest z charakterystycznej kreski, pełnej surrealistycznej, niepohamowanej energii, miejscami wynaturzonej.
W „Epicurusie" Kieth odchodzi nieco od swojego surrealistycznego, ekspresjonistycznego stylu bardziej w stronę karykatury właśnie. Jego prace przywodzą na myśl Murata Younga czy, momentami, wręcz George'a Herrimana. Dzięki temu zaprezentowane postacie zyskują charakter; przedstawienie w tej formie świetnie koreluje z warstwą scenariuszową. Nawet kompletnie groteskowe postacie drugoplanowe komponują się idealnie z treścią opowieści.
Na zbiorcze wydanie składają się trzy publikowane wcześniej oraz jedna premierowa historia. Dowiemy się z nich, jak to naprawdę było z Korą, która pokochała Hades; ile mniej więcej miał kochanek Zeus oraz jak bardzo nadopiekuńczy był ojciec Ledy; poznamy tajniki kierowania rydwanem słońca; dowiemy się także wreszcie, jak to było naprawdę pod Troją. Wiadomo w końcu, że Homer to stary łgarz, który napisałby każdą bzdurę, byle zdobyć publikę i poklask.
„Epicurus the Sage" to srogi bat na filozofów. Autor, zdawałoby się, depcze ich i opluwa. Ale robi to jednak z pewnym wdziękiem i rodzajem czułości. Spoglądając na antyk z perspektywy XX wieku jest trochę jak patrzący z przymrużeniem oka starszy brat, opowiadający zabawne dykteryjki o młodszym rodzeństwie.
Należy zresztą uwierzyć samemu Epikurowi, twierdzącemu, że przyjemność jest celem życia. Obcowanie z tym komiksem pozwala na wiele chwil niewymuszonej, radosnej przyjemności.
Grudzień 2009
Źródło: www.gniazdoswiatow.net