Bartek "godai" Biedrzycki
-
Some oldschool funky shit
Ktoś kiedyś obruszył się na mnie, kiedy powiedziałem, że się „Funky Koval" zestarzał i by się teraz nie obronił.
Właśnie kupiłem sobie ponownie dwa pierwsze albumy (po kilkanaście złotych, niestety nie są to stany NM, nie były trzymane w folii i w związku z tym widać, że wydrukowano jej 22 lata temu, ale za tę cenę to akceptowalne; zresztą liczy się lektura, a nie stan obwoluty i mojego wzwodu). Kupiłem, przeczytałem ponownie, a muszę powiedzieć, że od poprzedniej lektury minęło sporo lat. Pewnie ok. dziesięciu, może niewiele mniej.
I, moim zdaniem, moi drodzy, „Funky" się nie broni. A przynajmniej nie do końca. Chociaż jest o pierdyliardy lat świetlnych przed „Ekspedycją".
Główne zarzuty paść mogą pod adresem pierwszego albumu, a konkretnie jego początkowych fragmentów. Wiem, że były to samodzielne historyjki puszczane w „Fantastyce" i forma druku wymuszała takie krótkie epizody, ale przez to są one idiotyczne. Mikro-zawiązanie akcji, mikro-akcja i kadr zamykający to niestety mało i to widać. Skróty fabularne, deus ex machina i cała reszta. Za to kilka absolutnie kultowych tekstów, w stylu „Nie igraj więcej z czasem Wielki Magu" jest bezcenne.
Potem się na szczęście poprawia i odkąd zaczyna się zadyma z DB-4 jest lepiej – wreszcie jakaś ekspozycja, akcja, punkty kulminacyjne, jest nawet zaskakujący punkt zwrotny w postaci Rhotaxa.
I w zasadzie ktoś mógłby powiedzieć, że się czepiam, mówiąc, że to trochę płaskie, trochę sztuczne, a powinienem docenić przynajmniej mało idiotyczne jak na początek lat 80-tych dialogi. W końcu komiks, wbrew temu, co z zapałem dowodzą ś.p. Adam Hollanek i autorzy scenariusza na wewnętrznych stronach okładek to sztuka niska, popularna.
I przyznam się, że przeczytałem przygody Kovala z przyjemnością. Taką serdeczną, nostalgiczną. Pamiętam, jak pierwszy raz u znajomego mając lat już z dziesięć z zapartym tchem czytałem o świątyni temporystów, a Miss miała gołe cycki. A Koval był taki twardy i świetny, miał fajowy pistolet i w ogóle chowali rakietę pod szopą na takie zdalne coś. Takie uczucia zachwytu zapamiętuje się na całe życie.
Gdybym teraz zetknął się z nim pierwszy raz, to chyba bym jednak odpadł.
Ale Polch nadal dla oka przyjemny. Plecy kobiety pocisnąć facet potrafił. Wtedy.
I w sumie dobrze, że ani prequel „Szalony pilot", ani kontynuacja Funky'ego się raczej nie pojawią [1]. Chyba tylko my, starzy fani cycków Miss byśmy to kupili. Albo, znając nas, być może na złość wszystkiemu – też nie. Bo czytelnicy i komiksy się jednak starzeją. Tak jak ludzie, Funky, bez żadnej różnicy.
PS. Ale trzeci tom to żena. Koszmarne rysunki, karykatura zarówno scenariuszowa jak i graficzna. Bleh. Ten to się dopiero zdeaktualizował. Kto pamięta, na kim wzorowany był Fanner? (Swoją drogą facet mieszka w moim mieście; może trzeba iść po autograf?)
[1] W szczęśliwym roku 2009 nikt nie miał jeszcze pojęcia o tym, że powstanie „Wrogie przejęcie".
Maj 2009
Źródło: www.gniazdoswiatow.net