Batman I Syn (2008)
Bartek
Szmatman I Syf
Sierpień 2008
Na blogu nie piszę za bardzo o Batmanie, bo od tego mamy z JAPONem podcast B180.
Ale czasem trzeba. A ostatnio kupiłem znowu sporo komiksów z Gackiem. Sporo dobrych, sporo bardzo dobrych, ale niestety kupiłem też potworka pod tytułem „Batman and son", w Polsce wydanego w wersji wykastrowanej przez Egmont. Być może to obcięcie połowy wyszło mu na dobre, bo pierwsza historia jeszcze jakoś, ledwo ale jednak, trzyma się kupy.
Będą masywne spojlery, ale nie mam wyrzutów sumienia, bo nie poleciłbym tego albumu do przeczytania nikomu. Serio, jest to chyba najgorszy gniot, jaki w ostatnich latach miałem w rękach, prawdopodobnie najgorszy komiks z Batmanem, jaki od wielu, wielu lat przeczytałem. Zastanawiam się, czy nie najgorszy komiks z Batmanem w ogóle, a przeczytałem ich potworną ilość.
Granta Morissona chyba mocno pogrzało, chociaż kiedyś faktycznie potrafił pisać niezłe scenariusze. Album składa się z dwóch różnej długości, bardzo luźno ze sobą związanych historii, przedzielonych opowiadaniem o Jokerze. Nie wiem, czy to opowiadanie, to nie najlepszy element tego komiksu. Czy to nie jedyny dobry element tego komiksu.
Pierwsza część to telenowela dla kretynów. Nagle pojawia się Talia, oznajmiając Bruce'owi, że mają synka, więc Wayne niewiele myśląc zabiera dzieciaka do Jaskini, pozwala mu zmaltretować Alfreda i prawie zabić Tima, a następnie przy pomocy batrakiety batkosmicznej (ale nie zespolonej, damianowo-batmanowej), udają się na wyspę Gibraltar (dobrze słyszeliście, na wyspę), aby Talia mogła porozmawiać z Batmanem, bo przecież przy ich poprzednim spotkaniu nie mogła tego zrobić, więc musiała spotkać się z Bruce'm, żeby podrzucić mu Damiana, żeby Damian mógł sprowokować Batmana do spotkania z Talią.
Przy okazji udaje jej się prawie zabić dzieciaka, wystawiając go na atak brytyjskich torped. No i byłbym zapomniał, przy obu spotkaniach obecne są hordy ninja-man-batów z Ligi Zabójców napojonej wywarem Kirka Langstroma.
Jesteśmy zbytnimi prostakami, aby dostrzec maestrię rozumowania i logiki zawartą w scenariuszu, a także wirtuozerię tej akcji.
Grant snuje swoją opowieść dla skretyniałych w sposób mało misterny. Powiedziałbym, że nawet mało ją snuje, bo są w niej spore dziury. Pomijam wręcz fakt, że całość ma wypisane na starcie wielkimi literami „jestem małym kawałkiem wyrwanym z jakiejś całości", przez co nie bardzo wiadomo o co chodzi więcej niż kilka razy.
Trzy razy odkładałem ten komiks, zanim dobrnąłem do końca tego koszmaru. Tymczasem czekała na mnie jeszcze druga opowieść. Oto, nagle, okazuje się, że Batman ma swoje prywatne małe archiwum X, coś jak czarna teczka Tymińskiego, a w nim wzmiankę o trzech duchach, z których jeden najwyraźniej pojawił się w jednym kadrze na początku opowieści (no, OK, w dwóch), a drugi, wyglądający jak skrzyżowanie Batmana z Bane'm, po czym Wayne rozpoznaje, co i w jakich ilościach człek ten zażywa, właśnie spuszcza mu łomot. Batman więc pokonuje go i w tym momencie opowieść się urywa, bo zamiast zakończenia mamy jakiś dziwaczny Elseworlds, w którym Damian, starszy o kilkadziesiąt lat, nosi strój nietoperza i odnajduje ostatniego ducha z tajemnej czarnej teczki ojca. Długo nie mogłem pojąć, co się stało.
Dodatkowym smaczkiem jest fakt, że to był akurat zeszyt #666, więc jest obowiązkowy satanistyczny symbol dla dzieci czyli pentagram a także, tadam, wydarzenie roku, łysy Damian zabija syna Szatana ubranego w strój nietoperza.
Jeżeli ktoś wytłumaczy mi, dlaczego Antychryst miałby ubierać się w pelerynę z uszami i dlatego był takim leszczem, że dał się zabić trzema strzałami z piąchy, to będę wdzięczny.
Albo, lepiej, niech ktoś powie, kto wmówił temu ocipiałemu scenarzyście, że komiksy czytają tylko ludzie z IQ poniżej 30.
Chyba się zestarzałem. Albo jestem już za inteligentny na czytanie komiksów, bo ten album to potok bredni. Wygląda tak, jakby Grant pożarł swoją kolekcję Batmanów z dawniejszych lat, a potem zwymiotował ją, z dużą czkawką, w napadzie pląsawicy Huntingtona, przez co kawałki tego wyrzygu rozrzucone są bez ładu i składu gdzie popadnie. Zapomnijcie o Banie, zapomnijcie o Ra's al Ghulu, zapomnijcie o Jokerze. To są maluteńkie milusie pikusie w porównaniu z największym adwersarzem Batmana wszechczasów, panem jaśnie oszalałym scenarzystą.
A brak redaktora i przepuszczanie takich ewidentnych bubli jak wyspa Gibraltar wystawia całemu DC baaaaardzo złą opinię.
Nie kupujcie tego albumu, to jest jakieś koszmarne nieporozumienie, poroniona wizja chorego umysłu, która nie ma nic wspólnego z moim ulubionym bohaterem, a w dodatku wygląda jakby wątek opowieści pogryzły szczury, zostawiając dziury wielkości pięści. Chyba, że lubicie Batmana zaprezentowanego jako działającego impulsywnie kretyna, mającego w dupie wszystko, w co, jak sądziliśmy, ta postać zawsze wierzyła.
Ten album jest tak zły, że nawet zastanawiałem się, czy nie ściągnąć z niego folii ochronnej i nie postawić go za karę jako jedynego gołego komiksu na półkach „batmańskich". Grant musiałby napisać pięćset „Azylów", żeby się chociaż trochę zrehabilitować.
by Bartek "godai" Biedrzycki.
Źródło: www.gniazdoswiatow.net
Michał Lipka
TRZY DUCHY BATMANA I SYN
Ten komiks ukazał się po polsku już kilka lat temu nakładem wydawnictwa Egmont, ale tamto wydanie (przy niemal identycznej cenie) było uboższe. Teraz „Batman i syn” powraca w pełniejszym albumie, zawierającym zarówno cztery zeszyty z tytułową historią, jak i ich kontynuację w postaci „Trzech duchów Batmana”, nie mniej niestety i tak zabrakło tu dwóch zeszytów wydania amerykańskiego, w tym jednego naprawdę ważnego dla całej opowieści.
Joker tym razem poszedł na całość. Zatruwa swoją toksyną Gordona, a Batmana tnie nożami, gotów zabić. I wtedy człowiek nietoperz strzela mu w głowę. Joker jeszcze żyje, ale już niedługo... Tylko skąd wziął się drugi Batman, który wkracza na scenę? Jak się okazuje zabójcą uśmiechniętego psychopaty jest przebrany za nietoperza policjant, ale fama o brutalności Batmana rozchodzi się wśród przestępców. Jakby tego było mało Bruce w końcu oczyścił Gotham z superłotrów. Co zostaje? Nuda? Emerytura? Nic bardziej mylnego. Na scenę powraca Talia Al-Ghul, a wraz z nią pojawia się Damian, chłopiec, który jest synem Batmana. Talia znika, szykować atak terrorystyczny, Damian zostaje pod opieką Bruce’a, nie mniej nie zamierza być grzecznym synkiem. Wychowany przez asasynów nastolatek gotów jest zabijać tak wrogów, jak i przyjaciół, byle udowodnić swoją wartość...
Sam komiks „Batman i syn” jest raczej przeciętną rozrywką. Morrison, który miewa genialne pomysły, ale równie często psuje je kiepskimi rozwiązaniami, a jeszcze częściej snuje popowe historyjki, jakich wiele, zaczął mocno i w szalonym stylu, potem jednak zgubił tą sił. Dopiero w dwóch zeszytach, w których Batman musi mierzyć się z Trzema duchami, odzyskuje werwę, rzucając swojego bohatera w wir zmagań z wypełnionym venomem policjantem, który morduje prostytutki. Wszystko to jednak tworzy ciekawą historię, która niestety nie otrzymuje swojego finału. Trzy duchy Batmana to motyw równie istotny, jak Damian. Pierwszym z nich jest policjant przebrany za Człowieka-Nietoperza, ten sam, który strzela Jokerowi w twarz. Drugim oszalały glina w stroju połowicznie łączącym cechy Batmana i Bane’a. Trzeci ma zaprzedać duszę diabłu i zniszczyć Gotham, ale jego już nie mamy okazji zobaczyć. A szkoda, bo w brakującym zeszycie, 666 jeśli chodzi o ścisłość, dowiadujemy się wszystkiego.
Jeśli nie chcecie tego wiedzieć, przerwijcie czytanie w tym momencie, jeśli jednak jesteście ciekawi co Was ominęło, zapraszam poniżej.
Bruce nie żyje, a jego miejsce zajął dorosły już Damian, który w stroju Batmana wymierza brutalną sprawiedliwość. W świecie, w którym upadły wartości i szerzy się brud, w świecie mocno nawiązującym do „Powrotu Mrocznego Rycerza”, na Batmana poluje Barbara Gordon. Tymczasem on sam stara się rozwiązać zagadkę mordercy o satanistycznych zapędach. Mordercy, który jest ostatnim z trzech Duchów Batmana, człowiekiem podającym się za antychrysta, który teraz powrócił dokonać Armagedonu. Ale sam Damian nie jest wiele lepszy, po śmierci Bruce’a na rozstajach dobił pewnego paktu.
Starciu obu towarzyszy wymiana zdań; Trzeci Duch także podaje się za syna Batmana, który zawarł pakt z diabłem. W końcu Damian wygrywa, bo jak się okazuje zaprzedał duszę za ochronę Gotham, a demon, jak to leży w jego naturze, oszukał Trzeciego Ducha. Apokalipsa nie nastąpi więc dopóki Damian o tym nie zadecyduje.
Czy to wszystko przesada czy nie, zależy od indywidualnych odczuć. Nie wszystko się wyjaśnia, wielu elementom brak też spójności, ale tak czy inaczej żal, że zeszyt ten nie ukazał się w niniejszym wydaniu. Trzeba się jednak cieszyć tym, co mamy, a mamy niezłą historię, dobrze narysowaną i nieźle wydaną. Do tego dodatek w postaci komiksu z 1971 roku, w którym po raz pierwszy pojawia się Talia, średni bardzo, ale wart poznania i tak. Dlatego jeśli lubicie postać Batmana i niezłe amerykańskie komiksy środka, sięgnijcie, nie zawiedziecie się.
Informacje:
-
Scenariusz:Grant Morrison
-
Rysunek:Andy Kubert
-
Tłumaczenie:
-
Wydawnictwo:Egmont
-
Rok Wydania Polskiego:6/2008
-
Gatunek:Komiks
-
Liczba Stron:104
-
Okładka:
-
Papier:zwykły
-
ISBN:978-83-237-2463-6
-
Wydanie:
-
Cena Z Okładki:39 zł
-
Druk:
-
Ocena:- 4.5/6