PRAWDZIWA TOŻSAMOŚĆ MERUSA
W końcu „Dragon Ball Super” znów się rozkręcił. Wszystko dzięki temu, że na razie z łam serii zniknął Moro, kiepsko pomyślany i jeszcze gorzej zaprojektowany wróg. Wraz z nim zniknęły także powtórki niektórych motywów i chociaż to, co zostało nie jest szczególnie oryginalne, w końcu znów widać w tym starego dobrego Toriyamę, który jest i zabawny, i dynamiczny i dostarcza także bardzo przyjemnej shounenowej rozrywki.
ŚMIERCIOLINA?
Właściwie każda seria wydawana w ramach linii wydawniczej „Komiksy są super” składa się z zamkniętych tomów, które można czytać niezależnie od siebie. I jedynie pewnym wyjątkiem, chociaż nie do końca, była tu znakomita „Lou!”. „Czarolina” jest inna. To długa opowieść, kontynuowana z tomu na tom, więc jeśli ją czytać, to jako całość.
THORÓW TRZECH
Wielka saga Jasona Aarona o Thor trwa. I pisząc wielka saga nie mam na myśli długiego runu (chociaż to też prawda), a naprawdę epicką opowieść snutą z tomu na tom, która coraz bardziej rozwija się i prowadzi do konkretnego momentu. Zanim jednak ten moment nastąpi, mamy okazję cieszyć się kolejnym znakomitym tomem serii. Stricte rozrywkowym, to prawda, niemniej wartym uwagi, jak rzadko który komiks tego scenarzysty.
PONOWNE NARODZINY DAREDEVILA
Frank Miller pisaniem „Daredevila” zajął się w latach osiemdziesiątych, po krótkiej pracy w roli rysownika tej serii i od razu ją zrewolucjonizował. Jego mroczne, pełne powagi i ocierające się o ważkie tematy scenariusze, klimat rodem z groszowych powieści noir i pełnokrwiste postacie sprawiły, że ten niemal nieznany nikomu komiksiarz nagle stał się wielką gwiazdą, a upadający tytuł, jakim był wówczas „Daredevil”, stał się hitem.
ZBIROWISKO
„Zbir” to taka seria, która w moim życiu pojawiła się najpierw za sprawą jednego zeszytu, który poza szatą graficzną w ogóle mnie nie kupił, a która po latach stała się dla mnie wyśmienitą rozrywką. Bo to, co nie kupiło mnie w krótkim, promocyjnym komiksie, w zbiorczej (a może należałoby rzec „zbir-czej”) edycji od Non Stop Comics po prostu zachwyciło, wciągnęło i urzekło.
TELEFON EPOKI KAMIENIA ŁUPANEGO
„Dr. Stone” to shounen, który chce uczyć poprzez zabawę i bawić poprzez naukę. W tym, że jego twórcy nie chcą nam przekazać podstawowej wiedzy, a tę zdecydowanie bardziej zaawansowaną. Mimo solidnych podstaw naukowych nie zawsze to wychodzi, bo czasem ich opowieść skręca w tak nieprawdopodobne rejony, że trudno jest brać to wszystko na poważnie, ale nie zmienia to faktu, że mamy tu do czynienia z naprawdę znakomitą rozrywką, od której trudno się oderwać.
ZEMSTA CZY POJEDNANIE?
„The Promised Neverland” to jedna z tych serii, które pod płaszczykiem niepozornej opowieści skrywają niesamowitą siłę wyrazu, klimat, urok i niezwykle wciągającą zagadkę. Wszystko to sprawia, że każdy tomik cyklu pochłania się łapczywie a potem z niecierpliwością czeka się na kolejne części. I tak samo jest z osiemnastą odsłoną (ozdobioną bodajże najpiękniejszą z dotychczasowych okładek), która gwarantuje kawał świetnej rozrywki dla miłośników mang, horrorów i szeroko pojmowanej fantastyki.
ZGASIĆ SŁOŃCE I KSIĘŻYC
„Card Captor Sakura” zbliża się do końca. Przed nami jeszcze tylko jeden tom całej opowieści, co wyraźnie widać również po samej akcji, która zagęszcza się jeszcze bardziej. Wciąż jednak całość pozostaje pełna uroku, słodyczy i tej delikatności, które potrafią kupić nawet tych, unikających podobnych klimatów.
BIBLIOTECZKA