REGULATOR
„Karneval” to seria, z którą mam specyficzne doświadczenia. Zaczęło się nieźle, ale ogólny klimat mnie nie kupił. Zawsze jednak staram się dać drugą szansę i albo się do tytułów przekonuję, albo przestaję po nie sięgać. Dałem więc, było trochę lepiej, potem jeszcze lepiej, potem gorzej, potem znów lepiej… Ale jako całość „Karneval” miał swój urok i tak dotarłem właśnie do 24 tomiku i muszę przyznać, że seria nadal trzyma dobry poziom i na razie nie zapowiada się by wróciły słabsze tomiki.
SŁAWA BOHATERÓW
Seria „My Hero Academia: Akademia bohaterów” w równym stopniu czerpie z mang typu shounen, co i amerykańskich zeszytówek superhero. Nic więc dziwnego, że stała się takim międzynarodowym hitem i doczekała się spin-offu, rzeczy typowej dla najpopularniejszych serii. Oczywiście jak zawsze w takich przypadkach, spin-off nie jest tak dobry, jak oryginał, ale i tak „Vigilante: My Hero Academia Illegals” to dobry komiks, po który warto jest sięgnąć jeśli lubicie bitewniaki, nieważne czy znacie pierwowzór czy też nie.
CYTRYNKOWA MIŁOŚĆ
Co prawda „Citrus” jest już całkiem bliski finału – przed nami jeszcze jedynie trzy tomiki – ale fabuła, jak na typowy romans przystało, nie zamierza przestać się komplikować. I… nic więcej już chyba dodawać nie trzeba, bo fani właśnie dokładnie tego od serii oczekują. A że jednocześnie czeka tu na nich solidna porcja obyczajowo-szkolno-wakacyjnych wątków, na czytelnicy dostają sporo naprawdę udanej, momentami nawet nasyconej emocjami zabawy.
TOKYO GHOUL RE-END
I w końcu nadeszła ta chwila. Po czternastu tomikach serii „Tokyo Ghoul” i szesnastu „Tokyo Ghoul:re” (i trzech light novelach, o których jednak wspominam tylko jako o ciekawostce, bo wpływu na opowieść nie mają), cykl o tokijskich ghulach dobiega końca. Nie ostatecznie, bo wciąż przed nami „Tokyo Ghoul: Zakki”, który pojawi się już w maju, ale sama opowieść kończy się w tym miejscu.
ZACZYNA SIĘ WOJNA PORZUCONYCH
Po niezłym kilku pierwszych tomikach „Plunderer”, których poziom rósł z każdym kolejnym rozdziałem, w serii nastąpiło pewne spowolnienie akcji, rozprężenie wręcz, ale jakość nie ucierpiała. I to widać też w siódmym tomiku, w którym zresztą ów spokój zostaje w końcu przełamany, bo Suu Minazuki doskonale wybrnął z zadania, jakie sam przed sobą postawił, serwując nam dojrzałe, równie dobre co poprzednie odsłony rozwinięcie swojej opowieści, w którym znajdziecie wszystko to, co pokochaliście do tej pory a także finał wątku o podroży w czasie do przeszłości.
OSTATNI PŁACZ CYKAD
Chociaż seria „Gdy zapłaczą cykady” zakończyła się już jakiś czas temu na 15 tomie (oczywiście mówię o polskiej edycji, zbierającej po dwa oryginalne tomiki), dopiero teraz nadchodzi ostateczny jej finał. Bo wraz z „Księgą rozbicia świadomości” końca dobiegają wreszcie także dodatki, które co prawda do samej opowieści nie wnosiły zbyt wiele, ale na pewno warte były uwagi i przedłużały przyjemność.
KONIEC NIESKOŃCZONOŚCI
Po iście rewelacyjnej „Rękawicy nieskończoności” i bardzo dobrej „Wojnie nieskończoności”, naszedł czas na finał tej klasycznej opowieści. Co prawda potem powstał jeszcze jeden event znany jako „Infinity Abyss”, ale to już rzecz na zupełnie inne rozważania. Wracając jednak do „Krucjaty nieskończoności”, chociaż opowieść ta nie do końca zniosła próbę czasu – co było też udziałem poprzednich dwóch tomów – wciąż stanowi kawal świetnego komiksowego wydarzenia, po które warto jest sięgnąć.
TRAGEDIA NA DZIKIM ZACHODZIE
Na wznowienie „Westernu” z rysunkami Grzegorza Rosińskiego polscy czytelnicy czekali dziesięć lat, ale w końcu jest. Trochę czasu minęło, ważne jednak, że fani artysty znów mogą znaleźć to dzieło wśród nowości. A trzeba powiedzieć, że to kawał znakomitej powieści graficznej, o wiele lepsze niż można by na pierwszy rzut oka sądzić.
BIBLIOTECZKA