Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Magdalena Woźniak

Personal Info

  • Birth Name: Legnica, Polska
  • Nationality: Polska
  • Speak Language: Polski
  • Citizenship: Polskie
  • Books:

    "Gniazdo Żmij. Rzecz O Laborantach Z Karkonoszy"

    "I Życzę Ci, Żeby..."

    "Lato Moralnego Niepokoju"

Gallery

Biography

ur. 1961. Z wykształcenia biolog i chemik. W wolnych chwilach zajmuje się genealogią. W poszukiwaniu przodków dotarła do początku XVI wieku. Oparte na faktach opowiadanie „Anna Pelzel”, zostało opublikowane w antologii pt. „I życzę ci, żeby …”, zawierającej prace nagrodzone w konkursie „Zadebiutuj z PubliXo – edycja I, 2010-2012”.

Źródło opisu: notka o autorze z antologii

Interview

NIE WSZYSTKO JEST NA SPRZEDAŻ

Jak zaczęła się Pani przygoda z literaturą, a zwłaszcza z pisarstwem?

Moja przygoda z literaturą trwa od kiedy pamiętam. W domu było mnóstwo książek, rodzice sami dużo czytali i mnie także zachęcali do sięgania na półki. Natomiast „napisałam" pierwszą „książkę" w wieku 8 lat, w drugiej klasie szkoły podstawowej :) Było to zadanie do wykonania na lekcji plastyki. Książka wyglądała jak laurka, kartka z bloku złożona była na pół, na zewnątrz okładka, w środku treść i rysunki. Tak bardzo mi się to spodobało, że zapisałam kilka zeszytów tworząc kolejne „książki". Potem przyszło zainteresowanie naukami przyrodniczymi, studia, rodzina i na pisanie nie było czasu przez wiele lat.

Pani debiut, opowiadanie „Anna Pelzel", zostało opublikowane w antologii „I życzę ci, żeby", gromadzącej prace nagrodzone i wyróżnione w konkursach organizowanych w latach 2010-2012. Jak dowiedziała się Pani o tym konkursie?

Konkurs zorganizował portal Publixo, na którym mam konto i umieszczam tam swoje prace. Zgłosiłam „Annę Pelzel" do udziału w konkursie i okazało się, że jury doceniło moje opowiadanie.

Co Panią zainspirowało do napisania tego opowiadania?

Interesuje mnie historia i kultura Dolnego Śląska, skąd pochodzę. Poszukuję informacji na ten temat, kupuję różne publikacje, często wydawane przez małe, lokalne wydawnictwa. W jednej z książek dotyczących mojego regionu natknęłam się na historię Anny Pelzel, która została oskarżona o czary, lecz – o dziwo! – uniknęła stosu. Powodem oskarżenia było posiadanie przez nią zasuszonego kciuka odciętego jakiemuś złodziejowi. Ponoć miała używać go w charakterze czarodziejskiej różdżki. Dokumenty dotyczące procesu Anny Pelzel znajdują się w archiwum w Bystrzycy Kłodzkiej.

Stworzyła Pani w krótkim opowiadaniu ciekawą fabułę, klimat oraz pięć dość wyrazistych postaci. Jedna z nich prawdopodobnie nie posiada swojego literackiego odpowiednika. Mam na myśli inspektora Bojaźni Bożej, odpowiedzialnego za moralność w mieście. Wywołuje on w czytelniku ambiwalentne odczucia, gdyż z jednej strony – jest on szpiegiem, a z drugiej – w kulminacyjnym momencie zachowuje się po prostu przyzwoicie. Czy nie zastanawiała się Pani nad tym, że to opowiadanie ma potencjał? Że mogłoby się stać podstawą do napisania powieści (tak się przecież już działo w literaturze)? Mógłby też powstać zbiór opowiadań połączonych postacią inspektora lub Anny...

Wydarzenia, które opisałam w opowiadaniu „Anna Pelzel", to okres wojny trzydziestoletniej o podłożu religijnym. Dolny Śląsk znalazł się pod wpływem luteran. Jedynie w tak zwanym Hrabstwie Kłodzkim, na którego terenie leży Bystrzyca Kłodzka, zachowało się wyznanie katolickie. Hrabstwo stanowiło własność Habsburgów, ci zaś zwalczali luteran. W tamtym czasie istniał w Bystrzycy Kłodzkiej urząd Inspektora Bojaźni Bożej. Było to chyba jedyne miejsce na świecie, gdzie taką funkcję utworzono. W wyobraźni od razu połączyłam ze sobą postać Anny i inspektora.

Owszem, myślałam o dalszym ciągu opowiadania, ponieważ zgodnie z zachowanymi dokumentami Anna Pelzel dwukrotnie uniknęła stosu :) To jest bardzo interesująca historia.

W wolnych chwilach zajmuje się Pani genealogią. Właściwie to mało powiedziane, Pani się nią pasjonuje. To spory sukces dotrzeć do korzeni własnej rodziny aż u początków XVI wieku. Przede wszystkim gratuluję. Jak to się zaczęło?

Od emocji :) Rodzinę mojej mamy znałam jedynie z opowieści, ponieważ większość krewnych zabrała wojna. Opowieści zaś były fragmentaryczne i nikt nie wiedział, ile w nich prawdy. Dopiero po śmierci mojej babci, podczas porządkowania mieszkania okazało się, że istnieje pamiętnik, w którym dziadek zrobił notatki dotyczące historii rodziny. Nie miałyśmy pojęcia o istnieniu tego zeszytu, prawdopodobnie babcia także o nim zapomniała.

Czy miała Pani w domu inne dokumenty lub zachowaną kronikę, czy wszystkie dalsze poszukiwania prowadziła Pani samodzielnie?

Niestety, nie ma kroniki. Wojna i repatriacja nie sprzyjają gromadzeniu sentymentalnych dokumentów. Ważny jest dzień dzisiejszy, przetrwanie. Dzięki zapiskom dziadka, opowieściom, które zapamiętała mama i pewnej ilości zdjęć, które miała babcia, pomalutku zaczęłyśmy razem z mamą odtwarzać historię rodziny. Potem przyszedł czas na poszukiwania w archiwach.

Miała Pani to szczęście, że do wszystkich informacji i archiwów był dostęp gdzieś blisko, czy też trzeba było podróżować po Polsce?

Poszukiwania prowadzę wyłącznie przez Internet. To doskonały i najtańszy sposób. Po wojnie dokumenty dotyczące osób zza Bugu miały trafić do wytypowanych archiwów w Polsce. Informacje o tym, z których rejonów dokumenty trafiły do jakiego archiwum, można znaleźć w Internecie. Okazało się jednak, że w panującym ówcześnie zamieszaniu wiele ksiąg rozdzielono i dostarczono w inne miejsca, niż to wcześniej planowano. Na portalu genealogicznym poznałam moją bardzo, bardzo daleką krewną, mieszkankę Moskwy, która miała wypisy z ksiąg z archiwum w Grodnie. Okazało się, że świetnie uzupełniają się z tym, co uzyskałam z archiwum w Drohiczynie. Dokonałyśmy wymiany informacji :)
Poprzez Internet poznałam także kilka osób bardziej lub mniej spokrewnionych z rodziną ze strony mamy, od których uzyskałam mnóstwo cennych informacji o ludziach i ich losach. Inny rodzaj wiadomości otrzymałam z Archiwum Państwowego w Petersburgu. Niestety, na zamówione dokumenty czekałam trzy lata. W tym czasie moja mama zmarła i nie poznała rezultatów kwerendy. Na szczęście zdążyłyśmy odbyć podróż na teren obecnej Białorusi, do miejscowości, skąd moja mama pochodziła.

Czy studiując losy rodziny trafiła Pani na historię, która Panią specjalnie poruszyła lub zadziwiła? A może jest powodem do dumy? Czy historia Pani rodziny mogłaby być podstawą rodzinnej sagi powieściowej? Pokazałaby Pani tę historię światu?

Dowiedziałam się, że członkowie mojej rodziny brali udział w powstaniu styczniowym, za co spotkały ich represje. Walczyli na wielu frontach, byli zsyłani na Sybir. Im bardziej cofam się w czasie, tym mniejszą ilością szczegółów dysponuję. Żeby napisać sagę, musiałabym bardzo dużo sama uzupełnić, czyli po prostu zmyślić, a wtedy trudno byłoby nazwać to historią konkretnej rodziny.
Ogromne wrażenie zrobił na mnie opis batalii pod Wierzchowicami w czasie wojen polsko-moskiewskich. 27 listopada 1655 roku polskie wojska pod dowództwem Pawła Sapiehy uległy armii Semena Urusowa. W czasie bitwy poległ m.in. mój przodek, Teodor Zadarnowski herbu Sulima. Zginął także Jan Bychowiec herbu Mogiła. O tym drugim Henryk Sienkiewicz wspomina w Trylogii, a o moim przodku nie. A przecież Sienkiewiczówny i Sienkiewiczowie wchodzili do naszej rodziny przez małżeństwa. Być może to ja muszę nadrobić owo literackie zaniedbanie :)
Ma Pani rację, życie pisze scenariusze, które nie przyszłyby nam do głowy. Zastanawiam się, w jaki sposób uwiecznić moich przodków, a jednocześnie uczynić opowieść interesującą dla czytelnika. Jest też kwestia odwagi, a raczej zwyczajnej przyzwoitości. Nie wszystko jest na sprzedaż.

Pod koniec czerwca tego roku ukazał się zbiór „Lato moralnego niepokoju", zawierający opowiadania absolwentów Szkoły Pasji Pisania. Wśród nich znajdujemy Pani tekst. Czemu wzięła Pani udział w tych warsztatach? Uważała Pani, że brakuje jej jakichś umiejętności?

Z czasem człowiek wyzbywa się cudownej wiary we własne możliwości, jaką miał, gdy był młody. Wówczas wydawało mi się, że świat stoi przede mną otworem i mogę z niego czerpać do woli. Życie zweryfikowało ten hurraoptymistyczny pogląd. Już nie wyobrażam sobie, że mogę napisać w zeszycie powieść, od razu na czysto, a do tego z obrazkami :) Spojrzałam krytycznie na to, co piszę i postanowiłam poszukać warsztatów creative writing. Wiedziałam, że istnieje taka forma zajęć w innych krajach. Miałam nadzieję, że są także w Polsce. I znalazłam. Podczas zajęć przede wszystkim bardzo wiele dowiedziałam się na temat samego warsztatu pisarskiego. Tak, jak przyszły malarz musi nauczyć się sposobu gruntowania płótna i nakładania na nie farby, tak przyszły autor musi poznać kilka zasad, które pozwolą mu zorganizować pracę, rozplanować przyszłą opowieść i uniknąć wielu błędów. Warsztaty bardzo mi w tym pomogły.

Jak wyglądają zajęcia w „szkole pisania"? Pisze się „zadania domowe", właśnie opowiadania? Czy tematyka i konwencja prac (np. fantasy, historia, obyczaj, horror) są narzucana, czy można dokonać indywidualnego wyboru?

Tak, piszemy „zadania domowe". To bardzo ważne, aby otrzymać informację zwrotną od prowadzącego i innych uczestników dotyczącą mocnych i słabych miejsc tekstu. Mogą być to opowiadania, ale niekoniecznie. Gatunek jest wyborem uczestnika warsztatów, ale tematyka bywa narzucona, jeśli jest to na przykład ćwiczenie określonej umiejętności. Jest też czas i miejsce na zaprezentowanie tekstu według własnego wyboru. Ogromnie wiele dały mi dyskusje z innymi uczestnikami warsztatów oraz merytoryczne opinie osób prowadzących.

Jak doszło do wydania „Lata moralnego niepokoju"? Czyja to była inicjatywa?

Wydanie zbioru opowiadań napisanych przez uczestników warsztatów Pasji Pisania było moim pomysłem. Od dwóch lat prowadzę stronę internetową, na której absolwenci warsztatów mogą dyskutować, wstawiać swoje teksty, aby uzyskać opinię innych osób lub znaleźć informacje o konkursach. Strona, którą wymyśliłam i założyłam, nie jest widoczna dla osób spoza grona, co daje nam komfort wspólnej pracy, tak aby czytelnikom zaprezentować naszą twórczość już w dopracowanej formie.

Trzeba przyznać, że „Lato moralnego niepokoju" jest bardzo starannie wydane. Okładka przyciąga wzrok, opowiadania utrzymane są na wysokim poziomie, każdy utwór poprzedzony jest wstępem. Pani rola w powstawaniu tej książki wykracza poza napisanie opowiadania. Czym się Pani jeszcze zajmowała?

Ponieważ żyłam każdym etapem realizacji projektu przez wiele miesięcy i wydeptałam ścieżkę do wydawnictwa, to jeszcze nie umiem patrzeć na wszystko z dystansu. Chyba można powiedzieć, że pełniłam funkcję redaktora książki. Pilnowałam wyznaczonych terminów poszczególnych zadań. Wstępy każdy autor pisał samodzielnie, aby mógł zaprezentować się w sposób, jaki mu odpowiada.

Ponadto koordynowałam pracę dwu korektorek.

Nasz zbiór był także pierwszą publikacją, którą Wydawnictwo Ad Rem wydało w formie ebooka. Sprawdzałam wersje robocze na moich czytnikach. Następnie zajęłam się wysyłką egzemplarzy recenzenckich do blogerów. Do Iwony Grodzkiej-Górnik, dobrego ducha opiekuńczego motywującego nas do pracy, oraz do Pawła Szymańskiego należała reklama antologii w Internecie, a szczególnie na Facebooku. Dzięki nim nasza książka została zauważona. W ostatnim dniu lata oficjalnie zamknęłam projekt.

Jak powstał pomysł opowiadania „All inclusive"?

Co roku zastanawiam się nad tym, gdzie spędzę urlop i czego najbardziej wtedy potrzebuję. Jestem w komfortowej sytuacji, bo sama wybieram formę wakacji, ale wiem, że wiele osób poświęca własne plany lub marzenia dla dobra rodziny. Niektórzy nie zastanawiają się, czego oczekują od urlopu, inni chcieliby rzeczy niemożliwych. A upragniona przygoda lub relaks nie musi oznaczać wysokich kosztów i dalekich wypraw organizowanych przez biura podróży. Czasami to, czego pragniemy możemy znaleźć zupełnie blisko. Z egzotyką włącznie :)

Pisuje Pani opowiadania. Czy szczególnie lubi Pani ten gatunek prozy? Jaki jest Pani stosunek do opowiadania – czy jego tworzenie jest sztuką, czy to tylko próba sił przed większą formą?

Lubię opowiadania, szczególnie miniaturki, gdzie potrzebna jest ogromna dyscyplina, żeby w bardzo ograniczonej liczbie znaków zawrzeć konkretny przekaz. Uważam, że opowiadanie jest wyzwaniem. Nie wolno traktować go jako wprawki przed pisaniem powieści, bo to są dwie zupełnie różne formy.

Myśli Pani o wydaniu samodzielnego zbioru opowiadań? Kiedy to może nastąpić?

Najważniejszy jest czytelnik, a on zdecydowanie woli utwory dłuższe niż opowiadania.

Czy wśród pereł światowej nowelistyki są takie, do których Pani powraca?

Szczególnie lubię opowiadania Czechowa, ale także na przykład Maupassanta lub Galsworthy'ego.

Których pisarzy Pani ceni i za co?

Ostatnio ogromne wrażenie zrobił na mnie Joydeep Roy-Bhattacharya i jego „Bajarz z Marrakeszu". Urzekła mnie narracja i piękny język. Majgull Axelsson tworzy przejmujące i pełne prawdy powieści psychologiczne, które zapadają na długo w pamięć. Ma zawsze świeże pomysły, unika stereotypów i starannie dobiera sposób narracji. Judith Merkle Riley czy Philippa Gregory piszą interesujące powieści historyczne, natomiast Amy Tan, Lisa See i San Sha tłumaczą chińską mentalność na nasz, europejski ogląd świata i pomagają zrozumieć azjatycki sposób myślenia. W książkach Hanny Kowalewskiej wysoko cenię smakowite dialogi.

Jakie książki stoją na miejscu honorowym w Pani domowej biblioteczce? Chodzi mi o te ukochane, niekoniecznie najambitniejsze...

Kiedy się budzę, wita mnie „Jeżycjada" Małgorzaty Musierowicz. Na podorędziu mam też kilka tomów „Świata Dysku" Terry'ego Pratchetta, który przywraca mi równowagę i zdrowy dystans do rzeczywistości, a także „trylogię w pięciu częściach" Douglasa Adamsa „Autostopem przez Galaktykę". Obok nich stoi w pogotowiu tak zwana literatura kobieca. Honorowe miejsce zajmuje czteroksiąg Wilbura Smitha „Bóg Nilu" oraz książki Majgull Axelsson, a także serie albumów o sztuce. W pokoju, w którym pracuję, znajdują się książki związane z Dolnym Śląskiem oraz wiele innych, między innymi te, które aktualnie czytam.

Jak Pani na co dzień godzi obowiązki zawodowe (np. stosy klasówek do sprawdzenia), rodzinne, lekturę oraz potrzebę własnej realizacji – pisanie?

Nie wiem. Sama się nad tym zastanawiam :)

Pisze Pani z doskoku czy systematycznie?

Napadowo. Z typową dla Polaków akcyjnością :)

Gdzie Pani szuka inspiracji? Poszukuje Pani tematów, czy to one odnajdują Panią?

Zdecydowanie to tematy poszukują mnie i dopraszają się, abym się nimi zajęła.

Czym jest dla Pani proces tworzenia?

Wyzwaniem. Skoro temat znajduje mnie i doprasza się mojej uwagi, to nie mogę sprawić mu zawodu. Moją rolą jest zaprezentowanie go najlepiej jak potrafię.

Nad czym Pani teraz pracuje?

Nad książką o karkonoskich zielarzach. Myślę, że moje wykształcenie bardzo mi w tym pomoże :)

Serdecznie dziękuję za rozmowę :)

Dziękuję również :)

Wywiad przeprowadziła Aleksandra Urbańczyk

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial