Thingrodiel
-
Cieniutka książeczka z Warszawskiej Firmy Wydawniczej kusi zabawnym tytułem. Kto lubi czarny (a raczej czarnawy) humor, pewnie zajrzy do środka. A tu już króluje zupełnie co innego. A przynajmniej dla mnie nie było tak zabawnie, jak sugerował sam tytuł.
Autor na 73 stronach wspomina swoją młodość, przede wszystkim zaś rolę, jaką odegrała rzeczona ciotka w jego życiu. A to u niej przez jakiś czas przebywał jako niby-syn (i ciotka go nie lubiła), a to wspominki o jej wizytach w domu, wreszcie przedstawienie całej jej postaci. Co można wywnioskować? Ciotka pana Hejnowicza nie była osobą, którą można polubić, nawet jeśli autor starał się ją przedstawić w możliwie najmniej subiektywny sposób. Owszem, do jego relacji wkrada się czasem jakaś ciepła nuta, acz mi nie umyka fakt, że kobieta ta była osobą gadającą jak najęta, wiecznie z pretensjami do całego świata i najwyraźniej odgrywała wielką damę. Raczej przypomina zimną babę, niż ciotuchnę. Dlatego tym chętniej uwierzyłam, gdy któryś z wujków rzekł, że całe jej luksusowe życie nie byłoby możliwe, gdyby nie współpraca ze Służbą Bezpieczeństwa. Nie podejrzewam jej męża, natomiast ona wygląda mi na kogoś, kto gorliwie by opowiadał o wszystkich swoich znajomych osobom, którym opowiadać nie powinien. Do tego miała sporo sprytu, czego przykładem może być historia o remoncie za niewielkie pieniądze – owszem, można podziwiać. Tylko że nadal nie da się lubić.
I właściwie wszystko byłoby z tą książką w porządku... gdyby nie wyglądała tak, jak wygląda. Napisana krótko. Owszem, cenię, gdy autor zamiast lać wodę, pisze konkrety. Niemniej przy tej historii przydałaby się jakaś... solidność. W tej formie, w jakiej zaprezentował ją autor, sprawia wrażenie notatki do czegoś większego. Ciężko takim suchym badylkiem wzbudzić emocje czy choćby zainteresowanie czytelnika. Wygląda na to, że autor wspomagał się wyłącznie swoimi wspomnieniami – szkoda. Mógł popytać, pogrzebać. Stworzyć porządne tło obyczajowe starszej Polski, dorzucić dialogi (bo takie rzeczy też się pamięta, choćby fragmentarycznie), opisy osób; krótko pisząc – coś więcej poza klatkowymi wspominkami, które gdzieś się jeszcze w zagłębiach pamięci jednej osoby (dziecka) kłębią. Nie twierdzę, że wszystkie książki powinny być pisane jakimś schematem, lecz ta pozycja nie wystarczy, by ów schemat przełamać. Nie jest rewolucją, raczej maleństwem, które bardzo łatwo przegapić na rynku, gdzie coraz chętniej czytana jest literatura faktu.
Ta książka nie wzbudza we mnie emocji, wręcz osłabia entuzjazm czytelniczy. Im dalej, tym wolniej mi się czytało.Według opisu na okładce autor marzy o zdobyciu popularności i karierze wybitnego pisarza. Długa droga przed nim. Na razie słabo.
Za książkę dziękuję Warszawskiej Firmie Wydawniczej oraz portalowi Sztukater.pl.