AnnaPotuczko
-
Dla w pełni oddanego książkom czytelnika nie ma nic istotniejszego niż tekst. Ciekawa, wielowątkowa fabuła, naturalny styl autora czy dopasowany do opowieści język - to liczy się dla niego najbardziej. Jednak zanim otworzy książkę i zanurkuje między jej strony, by dać ponieść się porywającej akcji, jego oczom ukazuje się okładka. To ona kusi i przyciąga wzrok w księgarni, sprawia, że czytelnik-kolekcjoner pędzi z nową zdobyczą do kasy, a w domu ustawia nabytek na samym środku półki, by się nim nacieszyć.
Okazuje się, że projektowanie zgrabnego ubranka dopasowanego do tekstu to prawdziwa sztuka, którą do perfekcji opanował Andrzej Krajewski. Z żalem przyznaję, że wcześniej nawet nie obiło mi się o uszy nazwisko tego artysty. Nigdy nie jest jednak za późno na naukę, szczególnie kiedy można dzięki nowym informacjom poszerzyć swoją wiedzę z zaniedbywanych przez nas dziedzin sztuki. Dla mnie malarstwo czy rysownictwo to tereny nie do końca odkryte, dlatego chętnie poznaję nowych artystów i ich dzieła.
Choć sam Krajewski przyznaje otwarcie, że najbardziej ceni sobie plakaty i to one są jego wielką miłością, to w swoim dorobku artystycznym ma już kilkadziesiąt okładek do różnego rodzaju publikacji - od prozy, po poradniki. Wiele z jego pierwszych prac to efekty współpracy z Marią Ihnatowicz, jego ówczesną partnerką, również znaną plakacistką. "Moje okładki" są dwujęzycznym albumem (artysta od połowy lat 80. mieszka w Stanach Zjednoczonych) poświęconym przede wszystkim projektom książkowych kreacji. Na końcu autor zamieścił dodatkowo wybrane projekty płyt winylowych, magazynów i właśnie plakatów.
W twórczości artysty wyraźnie dominuje pop-art, natomiast ulubionym stylem malarskim Krajewskiego jest art déco, którym posługiwał się od lat siedemdziesiątych. Okładki doskonale dopasowane są do treści książek, niekiedy przedstawiają główną postać, innymi razy ważny symbol. Jedne z najbardziej znanych projektów widnieją na okładkach wydawanych przez Państwowy Instytut Wydawniczy tytułów wchodzących w skład serii "Klub Interesującej Książki". Zupełnie inne i wyróżniające się prace powstały na zlecenie Państwowego Wydawnictwa Rolniczego i Leśniczego; nie miały charakteru dekoracyjnego, a rzeczowy.
"Moje okładki" są raczej książką do oglądania i pożerania wzrokiem, niż publikacją czysto informacyjną. Zamiast zbędnej pisaniny, w książce umieszczono krótką biografię autora i charakterystykę jego twórczości, co pozwoli zupełnie niezorientowanym w temacie zapoznać się z Andrzejem Krajewskim i jego karierą. Ciężko jest opisywać poszczególne projekty - w końcu każdy sztukę (nawet tą okładkową) będzie widział i interpretował na swój sposób. Jednym się spodoba, innym nie - ja na pewno czuję się dzięki tej publikacji zachęcona do dalszego zgłębiania polskiej sztuki drugiej połowy XX wieku. Z jednym na pewno każdy się ze mną zgodzi - twórczość Krajewskiego idealnie odzwierciedla czasy, w których powstawały poszczególne prace.
Nie mogę nie wspomnieć o tym, kto dla mnie jest okładkowym mistrzem; może uda mi się dzięki temu rozkochać choć jedną osobę w sztuce projektowania. Moim faworytem wśród projektantów okładek jest Jon Gray, brytyjski twórca małych dzieł, za którymi skrywają się powieści Jonathana Safrana Foera, Zadie Smith czy George'a Orwella.
Nie dziwi mnie wcale to, że bardziej doceniam zagranicznego twórcę - dziś większość polskich wydań książek prezentuje się dużo gorzej od oryginałów wydawanych w krajach anglojęzycznych. Czyżby wydawcy nie wiedzieli, że czytelnicy są wzrokowcami? Andrzej Krajewski musi zdawać sobie sprawę z tego, jak wielkie szkody brzydka okładka może wyrządzić ciekawemu wnętrzu, skoro nawet album poświęcony jego twórczości opatrzony jest rysunkiem, od którego nie sposób oderwać wzroku.