Chris
-
Niedawno miałem okazję recenzować „Miki podróżuje w czasie”. Barwna, ciekawa i zabawna historyjka o Mikim, który dzięki szalonej maszynie odwiedza różne kontynenty i epoki. Dzięki tej lekturze sięgnąłem po kolejną część z tejże serii zatytułowanej „Miki- szalone przygody”. Oczywiście przeczytałem wstęp połączony z całym wyjaśnieniem tegoż wydania, ale nie mogłem pozbyć się pewnego rodzaju wrażenia zawodu i niezadowolenia z tejże części. Dopiero gdy po jakimś czasie wróciłem do tychże szalonych przygód Mikiego zdałem sobie sprawę z tego, że jest to świetnie posunięcie ze strony autorów i głupotą byłoby myśleć tak jak ja na początku. Dlaczego? Już spieszę z wyjaśnieniem.
Na samym wstępie możemy znaleźć informacje na temat historii powstania tegoż wydania. Otóż obaj autorzy, Lewis Trondhiem oraz Nikolas Keramidas, przechadzając się podczas jednej z wystaw garażowych natrafili na karton ze zbiorem czasopisma komiksowego, który zawierał słynną serię „Szalone przygody Mikiego”. Niestety, czas ma to do siebie, że nie oszczędza nikogo i niczego (szczególnie papieru), dlatego też te ponad pięćdziesięcioletnie znaleziska okazały się niekompletne i niekiedy po prostu zniszczone. Niezrażeni tym wszystkim, autorzy postanowili wydać te komiksy w postaci jednego zbioru zachowując oryginalność i jednocześnie zagadkowość, którą sami odkryli w „garażowym kartonie”. W ten sposób dochodzimy do momentu o którym wspominałem na wstępie. W mojej pierwszej opinii pojawił się zawód i niezadowolenie gdyż jak łatwo się domyślić, komiksy te są niepełne i w takim właśnie wydaniu ukazane współczesnym czytelnikom. Od razu też nasuwają się pytania: ale jak to, niedokończone historie lub przygody z brakującymi, kluczowymi momentami? Właśnie tak! I po głębszym (i nieco dłuższym) przemyśleniu uważam, że jest to świetnie posunięcie ze strony autorów. Po pierwsze, ich kreski i dialogi z pewnością nie współgrałyby z ówczesnymi (przypominam, że wydanymi prawie pięćdziesiąt lat temu). Inne podejście do rzeczywistości, inne poczucie humoru, inne spojrzenia na różnego rodzaju motywy ujęte w przygodach głównych bohaterów.
To wszystko sprawia, że połączenie lub „doklejenie” nowego komiksu z pewnością zostałoby wykryte przez nawet mniej zaangażowanych czytelników, a także byłaby to ingerencja w pewnego rodzaju myśl twórczą ówczesnych autorów. Dzięki takiemu zachowaniu oryginalności jesteśmy przekonani, że czytamy autentyczną wersję z lat 60. XX wieku i to jest w tym wszystkim najważniejsze. Poprzez taki zabieg myślę, że jest to bardziej wydanie „kolekcjonerskie”, „hobbystyczne” aniżeli stricte do lektury i cieszenia się z przygód Mikiego. Można w tym wszystkim odnieść wrażenie zagubienia i niedbałości, ale jestem przekonany, że nawet czytelnicy nie będący wielkimi fanami tej disnejowskiej postaci i samego komiksu, docenią dialogi, kreskę i pomysłowość ówczesnych rysowników.
„Miki- szalone przygody” to z pewnością nie komiks dla najmłodszych, ale bardziej dla koneserów lub osób, takich jak ja, tęskniących za dawnymi bohaterami i lubiącymi do nich wracać. Myślę, że już dawno temu zamiłowanie ze strony dzieci jak i dorosłych zrównało się (lub nawet z przewagą tych starszych), a takie wydanie jak to, tylko utwierdza nas w tym. Trzeba jednak oddać autorom nie tylko chęć podzielenia się ze światem garażowym znaleziskiem, ale także sposób w jaki postanowili to zrobić. Świetne wydanie, okładka, tłumaczenie- to wszystko razem wzięte sprawia, że nie w sposób nie polecić „Szalonych przygód Mikiego”.